Błatnia

Beskid Śląski

Punkt startowy: Bielsko Biała (Jaworze)

Poziom trudności

Łatwa

Długość trwania

2-4h

Wózek dziecięcy

Tak

Pies

Tak

Rower

Tak

Data wpisu

07/04/2021

Opis

Na Błatnią wybrałem się z grupą znajomych końcem stycznia 2021 roku. Pogoda nie była zbyt piękna, chociaż zdarzały się ładne chwile ze słońcem. Ogólnie jednak śnieg, temperatura około zera stopni, na dole lekka chlapa.
Praktyczne informacje dla turysty, któremu nie chce się zagłębiać w opis:

1) Trasa łatwa, szeroka, dobrze oznakowana (szlak żółty), zaczyna się zaraz obok parkingu. Zastanawiałem się nad tym, czy ubrać w zimie raczki, ale nie chciało mi się wyjmować ich z plecaka. Ok 10% turystów raczki miało. Przydawały się zwłaszcza obok schroniska na Błatniej, gdzie była ślizgawka.
2) Parking na ulicy Turystycznej w Jaworzu (obok Bielska Białej) dosyć duży, bezpłatny. Po prostu trzeba jechać ulicą Turystyczną do samego końca. Jak dalej się nie da, to tam właśnie jest parking.
3) Jak najbardziej można pójść z dzieckiem (w zimie sanki obowiązkowe), z maluchem już gorzej – wózkiem w zimie raczej nie, ale w lecie już tak. Tylko nie ze spacerówką, raczej z takim wózkiem na szerokich oponach.
4) Szlak idealny dla rowerzystów, nawet w zimie spotykałem śmiałków. Kolega, który często tam jeździ mówił mi, że w lecie robi tą trasę na zwykłym rowerze miejskim, nie trzeba jakiegoś trekkingowego cuda.
5) Masa, dosłownie masa ludzi z psami. Od małych do wielkich psiaków.

Na Blatnią można dostać się na wiele sposobów, wymienię tylko trzy: z dzielnicy Bielska Białej – Wapienicy, z Jaworza (ten wybraliśmy, tylko niecałe 2 godziny w jedną stronę) czy z drugiej strony Beskidu Śląskiego – od Szyndzielni, przez Klimczok. Szlak jest zalesiony i nie oferuje oszałamiających widoków, niemniej jest po prostu przyjemny. Częściowo wiedzie wzdłuż strumyka, który potem w kilku miejscach przecina szlak. Pomimo tego, że dosyć często – zwłaszcza w dolnej części – szlak zakręca to jest dobrze oznakowany i nie ma żadnego ryzyka pójścia nie tam gdzie trzeba. Jest na tyle płaski, że widziałem kilku biegaczy, którzy nie wyglądali na wyżyłowanych sportowców, ale na Błatnią sobie podbiegali. W górnej części szlaku jest kilka przystanków i opisów miejscowych atrakcji, a może bardziej ciekawostek, dotyczących miejscowych drwali, mieszkających w drewnianych domach przy szlaku. Można więc poczytać o rodzinach Greniów, Kisiałów czy Pilarzy. Trochę rozśmieszyło mnie, że dom drwali był nazywany: mała kurna chata – tak wynika z oficjalnych opisów.

Co do schroniska na Błatniej, to nie weszliśmy do środka (pandemia), ale było sporo miejsca (stoliki, ławy itd.) na zewnątrz, żeby wypić herbatę czy kawę. Koleżanka, która skusiła się na zapiekankę, dała jej solidną „trójkę”, czyli zapiekanka była zjadliwa. Z zewnątrz schronisko wygląda schludnie – nasze wrażenia były po prostu dobre.
Kilka zdjęć z wycieczki: piesek przy schronisku, rowerzysta jadący na Błatnią i parę rzutów na trasę dowodzących, że nawet zimą jest ona łatwa i przyjemna. Widoków w zasadzie nie było, po drodze widziałem jedno miejsce (ławy i stół) dla turystów, w tym dniu przysypane śniegiem.

Polecam Błatnią, nie robi wielkiego wrażenia, ale jest po prostu fajnym i przyjemnym szczytem.