Góry Rumunii

Góry Rumunii

Punkt startowy: Góry Sybińskie

Poziom trudności

Trudna

Długość trwania

ponad 6h

Wózek dziecięcy

Nie

Pies

Nie

Rower

Nie

Data wpisu

01/07/2023

Opis

Tydzień w górach Rumunii

  1. Wybraliśmy się na 6 szczytów w trzech pasmach rumuńskich Gór. Szczyty Cindrel i Steflesti znajdują się w Górach Sybińskich i każdy ma ponad 2400 m n.p.m., Postavar to najwyższa góra Masywu Postavar, ma niemal 1900 m n.p.m.. Ascutit, Timbalul Mare i Turnu znajdują się w masywie Piatra Craiului. Dwa pierwsze przekraczają wyraźnie 2100 m n.p.m., trzeci nie ma nawet 2000, a mimo to okazał się najtrudniejszy.
  2. Był nocleg w schronisku Cabana Curmatura i kemping na przełęczy Steflesti.
  3. Nie spotkaliśmy niedźwiedzia i wilka, ale psy pasterskie — tak.
  4. Jeżdżąc po Rumunii, zrobiliśmy ponad 1000 km różnymi drogami (od autostrad po lokalne), mieliliśmy nocleg w Timisoarze, Braszowie, Zarnesti. Napiszę o jakości dróg, bezpieczeństwie i cenach.

Góry Sybińskie – jak dojechać z Polski

Góry Sybińskie (tu i ówdzie spotkałem się z nazwą Cybińskie lub Góry Cindrel) były pierwszym celem naszej wycieczki. Góry Sybińskie znajdują się w środkowej Rumunii, odległość od Cieszyna to nieco ponad 830 kilometrów. Ponieważ droga jest bardzo dobra, możecie spróbować dojechać na miejsce „na raz”. Moja rada jest taka, żeby jadąc z Polski przenocować gdzieś w Sybinie lub w Paltinis i z rana ruszyć na Cindrel.

Kemping na Przełęczy Steflesti

Zdecydowaliśmy się na kemping na Przełęczy Steflesti (1730 m n.p.m.). Na tę przełęcz da się dojechać szutrową drogą oznaczoną symbolem DJ106N. My przejechaliśmy ten 8- kilometrowy odcinek normalnym autem osobowym i zwykłym motocyklem szosowym. Ale było sucho i słonecznie. W deszczu byłoby trudniej, ponieważ droga jest nieco kamienista i dziurawa. Prowadzi ona od strony Jeziora Oasa (Lacul Oasa), a na przełęcz można dojechać także ze strony miasta Paltinis, które jest ośrodkiem sportów zimowych. Jeszcze przed samym skrętem na szutrową drogę zauważyłem, że jest tam zakaz jazdy w godzinach od 17 do 9.

Przy szutrowej drodze jest kilka ładnych domków wyglądających na gospodarstwa agroturystyczne, niemniej nie wiem, czy łatwo je zarezerwować.

Szlak na Cindrel

Z Przełęczy Steflesti na Cindrel (2244 m n.p.m.) prowadzi szlak czerwony. Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że jest on bardzo dobrze oznakowany. Rzeczywiście później na wszystkich szlakach będzie się to potwierdzało — znaki są namalowane często i trudno się pogubić, chociaż można — nam się to w dalszej części rumuńskiej wycieczki przydarzyło.

Dywany kwiatowe w górach Sybińskich

Lekkim zaskoczeniem jest, że na szczyt Cindrel można wjechać samochodem i miejscowi tak robią. Ale na to trzeba mieć już dobre terenowe auto. Zakazu wjazdu nie ma, ale na szczęście nie ma także zbyt wielu chętnych na off-road. Szlak jest cały czas odsłonięty. Mnie przypominał on Bieszczady albo słowacką Fatrę. Jest zielono i ładnie. Jednak największe wrażenie zrobiły na nas łąki kwiatowe. O ile się na tym znam, to na zboczach Cindrela i Steflesti rosną całe dywany górskich goździków, tęczówki górskiej czy górskich krokusów. Turystów na szlaku praktycznie nie ma, nieliczni, których spotkaliśmy, przyjechali właśnie, aby podziwiać te kwiaty. Choćby dlatego warto się wybrać w Góry Sybińskie. Gdzie indziej tego nie widziałem, a kolor i ilość kwiatów robią fenomenalne wrażenie.

Szczyt Cindrel

Szczyt Cindrel jest najwyższy w tym paśmie gór Rumunii. Ma charakterystyczną rzeźbę polodowcową ze skalnymi kotłami i uroczo położonymi jeziorami. Sam szczyt to sporo głazów i krzyży. Nie wiem, czy krzyże symbolizują jakieś mogiły, czy po prostu są tam ze względów religijnych. Pamiętajcie – to są wyższe góry i temperatury na szczytach, będą zupełnie inne niż w dolinach. My w końcówce czerwca zakładaliśmy rękawiczki! Odczuwalna temperatura była w okolicach zera stopni.

Jeziorka polodowcowe

Z Cindrela podeszliśmy jeszcze do małego jeziorka Iezerul Mare i obejrzeliśmy je z góry. Fajny widok — coś jak Czarny Staw Gąsienicowy widziany z Kościelca, ale w nieco mniejszej skali. Jest to jezioro polodowcowe, jedno z dwóch leżących na terenie rezerwatu mieszanego. Z jeziorem związana jest legenda o smoku. Otóż podobno mieszka tam smok i dlatego miejsce między tymi dwoma jeziorami nazywa się „Diabelskim Płaskowyżem”. Jeśli podczas wędrówki dotrzesz do Iezerul Mare, nie wrzucaj kamieni do wody jeziora. Miejscowi pasterze mówią, że zdenerwujesz smoka z głębin, a burza zacznie szaleć na Cindrel.

Szlak na Cindrel ma około 4 kilometrów długości i 500 metrów w górę, ale było to dla nas w sam raz po długiej podróży. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko na przełęczy i przespaliśmy się w namiotach, aby dzień później wejść i zejść z Steflesti, a następnie dojechać do Braszowa.

Szlak na Steflesti

Szlak na Steflesti (2242 m n.p.m.) jest podobny do tego na Cindrel, ale trochę pokręcony. Dość powiedzieć, że idąc „przykładnie” czerwonym szlakiem, doszliśmy do Cristesti, czyli szczytu, który znajduje się nieco dalej. W powrocie pomogła piękna pogoda i bardzo dobrze działająca w Rumunii aplikacja mapy.cz. Na Steflesti jest bardzo podobnie jak na szczycie Cindrel – kamieniście i widokowo. No i znowu zachwycają tam łąki kwiatowe. Muszę jednak w tym miejscu napisać o jednym zjawisku, które nieco nam tam przeszkadzało – otóż o zatrzęsieniu much. Muchy są duże i czarne, non stop koło nas latały, chociaż przeszkadzał im lekki cały czas wiejący wiaterek. Nie wiem, dlaczego było tam ich aż tyle. Być może ze względu na pobliski strumień, być może ze względu na roślinność. Z pewnością warto zaaplikować sobie jakiś specyfik na insekty, ale o tym zapewne wiedzą wszyscy biwakowicze, miłośnicy namiotów czy kamperów.

Muchy nie zburzyły naszego doskonałego wrażenia z Gór Sybińskich. Wiem, że tylko ich zasmakowaliśmy, z pewnością jest tam jeszcze wiele szlaków do przejścia. My jednak skierowaliśmy się w stronę Braszowa.

Braszów – rumuńska perła

Kolejnym celem naszej wycieczki było miasto Braszów, położone u stóp Karpat. Warto je zwiedzić, pobyć w nim, chociaż kilka godzin, ponieważ jest zjawiskowo piękne. Miasto ma średniowieczne korzenie, znajduje się tu masa zabytków – rynek, kamienice, kościoły, cerkwie, mury miejskie. Wszystko w Braszowie zachwyca. Dodatkowo w okolicy Braszowa znajdziecie kilka zabytkowych zamkowych budowli.

Obok Braszowa znajduje się podobno najsłynniejszy w Rumunii ośrodek sportów zimowych – Poiana Brasov. Z tego miejsca prowadzi na Postavar (1799 m n.p.m.) kilka szlaków, w tym niebieski i czerwony. Łatwo znajdziecie miejsce parkingowe, my trafiliśmy na pochmurny, deszczowy dzień, kiedy w tym miejscu były pustki. Oczywiście na szczyt można dostać się kolejką.

Ogólnie polecam taką kombinację: zwiedzanie Braszowa i wycieczka na Postavar. Jest to gwarancja dobrego spędzenia dnia, nawet przy niesprzyjającej aurze.

Jak dojść do szczytu Postavar

Szlak na Postavar nie jest specjalnie wymagający, ma on w zależności od wariantu około 6-7 kilometrów długości. Mniej więcej w połowie jest duże schronisko — Cabana Postavaru wykończone w dobrym standardzie, ale zachowujące górski klimat. Samo dojście na szczyt odbywa się po skałach, są jednak metalowe poręcze, które ułatwiają podejście.

Szlak wielokrotnie przecina się z drogami dla rowerów i częściowo prowadzi pod wyciągiem albo po stoku. Mnie nieodparcie przypominał on szlak na Skrzyczne, z dwóch powodów. Na Skrzyczne można pójść ze Szczyrku, przypominającego nieco Poianę Brasov i także można wędrować blisko wyciągu. Zarówno na Skrzyczne, jak i na Postavar kursuje kolejka. Oczywiście na Skrzycznym nie ma żadnych skałek, ale to w końcu szczyt niższy o niemal 500 m.

Niedźwiedzie w Rumunii

Na szlaku na Postavar zetknęliśmy się z ostrzeżeniami przed niedźwiedziami. Bardzo często można tu natknąć się na ich odchody. Oczywiście najpewniejszym sposobem, aby misiów nie spotkać, a przede wszystkim nie przestraszyć jest głośna rozmowa. Niemniej rozważcie – zwłaszcza w przypadku samotnych lub „milczących” wycieczek zabranie dzwoneczka, który po przytwierdzeniu do plecaka będzie dzwonił i dawał sygnał niedźwiadkowi. Zawsze warto mieć ze sobą gaz pieprzowy, nawet dla poprawienia samopoczucia.

Ogólnie polecam taką kombinację: zwiedzanie Braszowa i wycieczka na Postavar. Jest to gwarancja dobrego spędzenia dnia, nawet przy niesprzyjającej aurze.

Schronisko Curmatura

Schronisko Curmatura (Curmatura Cabana) znajduje się na wysokości 1400 m n.p.m. i jest znakomitym punktem wypadowym w masyw górski Piatra Craiuuli. Do schroniska można dojść z parkingu w miejscowości Zarnesti. Parking znajduje się przy drodze DJ 112G, pomiędzy Zarnesti a wsią Magura. Jest duży i bezpłatny, droga dojazdowa jest szutrowa, ale ten odcinek jest krótki i dobrze przygotowany. Istotne jest, że wjeżdżacie tym samym do Parku Narodowego (Parcul National Piatra Craiului), co oczywiście łączy się z zakupem biletu wstępu. Kupicie go on-line, system jest podobny do tych spotykanych w Polsce (QR Code + płatność kartą). W samej dolinie (przy parkingu) zasięg internetowy jest słaby, ale już na żółtym szlaku do schroniska poprawia się. A więc bilet jest łatwy do nabycia.

Jak rezerwować pobyt w Schronisku Curmatura

Żółty szlak do schroniska z parkingu ma około 6 kilometrów i pokonacie go pewnie w półtorej do dwóch godzin. My wybraliśmy się z dosyć ciężkimi plecakami, ponieważ nie mieliśmy rezerwacji w Curmaturze i targaliśmy sporo niepotrzebnych rzeczy — np. namioty i karimaty. Dzwoniłem do Curmatury wielokrotnie przed wyjazdem, w celu rezerwacji, bez sukcesu. Nie miałem także odpowiedzi na SMS (napisany po angielsku). Powód braku reakcji jest prosty – w schronisku nikt nie mówi po angielsku. Owszem, podstawowe rzeczy można załatwić (jedzenie, nocleg), ale obsługa nie odbiera telefonów z nierumuńskimi prefiksami. Macie więc dwa wyjścia: albo nocleg załatwi ktoś władający językiem rumuńskim, albo spróbujcie napisać SMS po rumuńsku. Oczywiście możecie pójść z namiotami, ponieważ pod schroniskiem jest ogrodzone pole namiotowe.

Ceny i warunki w rumuńskim schronisku górskim

Schronisko Curmatura jest duże i czyste. Ma kilka wieloosobowych pokojów z łóżkami piętrowymi. Jedzenie jest ok, ceny 10-20% niższe niż w Polsce. Ogólnie w czasie, w którym tam byliśmy odczuwaliśmy, że w Rumunii jest wyraźnie taniej niż u nas, przy podobnym standardzie. Schronisko jest stare, dlatego pewnie sanitariaty są na zewnątrz. Liczcie się z myciem w lodowatej wodzie i toaletą w pozycji „na Małysza” w TOI-TOIu. Co tam – spartańskie warunki mają także coś w sobie. Za to napiszę raz jeszcze – w samym schronisku jest czysto, przytulnie i spokojnie. Do pokojów nie wolno wchodzić w butach, są natomiast ogólnodostępne klapki (zawsze lepiej mieć swoje, ale wiadomo – w górach każdy kilogram się liczy).

Jak dojść do schroniska Curmatura

Szlak do schroniska jest zalesiony, oprócz jednej polany, na której wypasane są owce. Tu jeden, jedyny raz napotkaliśmy pasterskiego psa (mieliśmy gaz), ale pies był miły i nie miał w sobie agresji. Piszę o tym, ponieważ byłem wielokrotnie ostrzegany, że w górach Rumunii najgroźniejsze są właśnie psy, a nie niedźwiedzie, czy wilki. Nie napotkałem tego niebezpieczeństwa. A propos misiów, w parku narodowym jest ich 25, natomiast wilków jest 20. Dodatkowo z ciekawszych gatunków zwierząt można tu spotkać około 6 rysiów, ponad 300 jeleni i 21 ras nietoperzy.

Masyw górski Piatra Craiului

Odnośnie do samego masywu Piatra Craiului warto wiedzieć nieco o jego budowie geologicznej. Obejmuje ona prawie całe spektrum skał osadowych (węglany, piaskowce, łupki, zlepieńce, fosforyty i inne skały), które osadzały się na podłożu metamorficznym głównie w okresie jurajskim i kredowym. Nie jestem specjalistą od geologii, ale uważam, że warto o tym napomknąć.

Szczyty Ascutit, Timbalul Mare i La Om

W planie wyjścia w pierwszy dzień w Curmaturze był najwyższy szczyt masywu Piatra Craiului, czyli La Om (2238 m n.p.m.). Na szczyt La Om szliśmy  z Curmatury szlakiem niebiesko – czerwonym. Dopiero na szczycie Ascutit pozostaje tylko czerwony. Nie jest tam specjalnie łatwo i dosyć szybko doświadczyliśmy pewnej specyfiki tych gór. Pierwsza – to bardzo dużo luźnych, spadających kamieni. Nie mieliśmy kasków, ale warto je zabrać. W przeciwnym wypadku trzeba utrzymywać odległości, a z kolei nie chcieliśmy się za bardzo rozłączać. A więc na luźne kamienie trzeba zwracać uwagę. Mogą one także narobić kłopotu przy podchodzeniu i schodzeniu — jest niestabilnie i czasami ciężko utrzymać równowagę. Druga rzecz, którą zauważyłem, to, że w zasadzie we wszystkich górach gdzie byliśmy, po wejściu na szczyt, lub blisko szczytu następowało lekkie zachmurzenie. Zwykle nie padało, ale dochodziła do tego mgła. Nie liczcie więc na to, że jak pod schroniskiem będzie ładnie i słonecznie, to tak będzie na szczycie. Sprawdzanie aplikacji pogodowych to tu raczej teoria – prognozy się nie sprawdzają.

Szczyt Ascutit

Wracając do podejścia, pierwszym szczytem w drodze na La Om był szczyt Ascutit, (2150 m n.p.m.). Przed szczytem jest kilka łatwych łańcuchów, raczej służących do asekuracji „w razie jakby co”. Na Ascutit podchodziliśmy około 3 godzin, co nijak się miało do informacji na szlakowskazach. Tu Rumuni wykazują się fantazją – wskazania na znakach są często albo bardzo optymistyczne, albo przeciwnie – zbyt pesymistyczne. Ascutit nas zachwycił. To jakby dostać się na Zawrat i mieć przed sobą Orlą Perć. Ta rumuńska Orla jest łatwiejsza od naszej, ale ekspozycje, widoki i skałki – to coś podobnego. Na Ascutit znajduje się schron. To taka blaszana budowla w kształcie półkuli, w której zmieści się kilka osób. Jest tam czysto, ale – jak dla mnie – nieco zbyt „klaustrofobicznie”. Zawsze jednak możecie rozważyć nocleg w schronie. Oczywiście wtedy będzie potrzebna karimata i ciepły śpiwór.

Szczyt La Om

Z Ascutit jest 15 minut przejścia do kolejnego szczytu Timbalul Mare (2177 m n.p.m.). Trasa jest zjawiskowo piękna. Tu spotkaliśmy także jedynych tego dnia turystów – parę z Węgier, która szła na La Om z innego kierunku. Według ich relacji, podejście na La Om z Zarnesti (ale z drugiej – południowo – zachodniej strony) jest trudne.

No i właśnie – La Om. Niestety zrezygnowaliśmy, mieliśmy do niego pół godziny, ale widzieliśmy już, że nie wystarczy nam czasu. Nie chcieliśmy wracać po ciemku, a pogoda pogarszała się. Zostało 60 metrów w górę…. Tylko tyle i aż tyle. Pewnie będzie mi się to teraz miesiącami śniło i na pewno tam wrócę.

A co do powrotu – zeszliśmy do Curmatury tym samym szlakiem, zjedliśmy i przespaliśmy się przed ostatnim szczytem naszej wycieczki.

Varful Turnu

Teoretycznie szczyt (po rumuńsku: Varful) Turnu ma 1911 m n.p.m. i teoretycznie z Curmatury idzie się tam półtorej godziny. Na szczycie wysokość na tabliczce wynosi 1914 m n.p.m., a my szliśmy ponad 2 godziny. Spotkałem się także w opisach z jego wysokością na poziomie 1923 m n.p.m.

Z Curmatury zrobiliśmy pętelkę. W górę szlakiem niebiesko – czerwonym, powrót szlakiem czerwonym w stronę Padina Popii (1970 m n.p.m.) i samo zejście – niebieskim. Na podejściu łatwo nie jest. Jest dużo łańcuchów, tym razem czasami pionowo w górę i są także spadające kamienie. Myślę, że w deszczu byłoby to już trudne podejście. Na szczycie jest rumuńska flaga, co nieraz zdarza się w tej części Rumunii. Widać Rumuni kochają swój kraj, tu patriotyzm się nasila. Na szczycie jest także (symboliczna?) mogiła Birsan Georghe z pamiątkowym napisem. Zwrócicie uwagę na zejście – niebieskim szlakiem. Jak tam pogubicie się na żlebie (mi to się przydarzyło), to już tym żlebem za bardzo nie podejdziecie (jest stromy). Na szczęście do szlaku wróciłem, trawersując szczyt. Koniec trasy w schronisku Curmatura i zejście do Zarnesti. Razem pętla zajęła ponad 4 godziny i była trudna. Nie muszę pewnie dodawać, że cały czas towarzyszyły nam piękne widoki np. na Omu (2507 m n.p.m.) i wiele innych.

Rumunia – co warto wiedzieć przed wyjazdem

W Rumunii byłem już wielokrotnie i sporo o tym kraju czytałem. Rumunia przeszła przez mękę rządów Nicolae Ceausescu i bardzo trudne lata 90. Potem kraj wyraźnie poszedł do przodu. Przez ostatnie 4 lata (tyle czasu mnie tam nie było) Rumuni zrobili fenomenalny postęp. Drogi są równe jak stół (nie tylko autostrady, lokalne także), przepiękne wsie – odnowione, zadbane, coraz ładniejsze miasta. Podczas wycieczki widziałem dwa rumuńskie miasta. W pierwszym, którym była Timisoara, sporo się buduje, jeszcze jest dużo do poprawy, ale miasto już teraz jest ładniejsze niż wiele polskich miast. Braszów – tym miastem, jego urodą, położeniem (przy górach), zabytkami, ale także nowoczesnymi budynkami – można się tylko zachwycać.

Jednocześnie zachowuje ten kraj swój charakter. W jakim innym miejscu zobaczycie w górach swobodnie biegającego konia? Gdzie indziej jest tyle psów czy niedźwiedzi? Gdzie wreszcie są tak piękne dywany kwiatowe?

Przed wyjazdem mówiono mi: uważaj na psy pasterskie, dzikie zwierzęta, żebraków, pluskwy, złodziejstwo.

Odpowiem: jest czysto, bezpiecznie i zjawiskowo pięknie. Aha – i 10-20% taniej niż u nas. Jeszcze. A więc: czas na Rumunię!

Dziękuję moim towarzyszom – Wojtkowi i mojemu synusiowi Antkowi za super wycieczkę. Ekipa z nas idealna.

Kilka statystyk (na przełom czerwca i lipca 2023):

  • przejechaliśmy równo 2600 km, licząc od granicy w Cieszynie.
  • noclegi mieliśmy w dwóch miastach: Timisoarze i Braszowie. Wygodne i nowoczesne mieszkanie łatwo znaleźć na popularnych portalach (booking, AIRBNB). Wynajmiecie go za 200 – 250 zł za noc.
  • spaliśmy także na przełęczy Stelfesti (w namiotach) i jedną noc w schronisku Curmatura. Odwiedzliiśmy  schonisko w Masywie Postavaru, ale tam nie spaliśmy.
  • wydaliśmy około 1700 zł na osobę.