Lubomir

Beskid Makowski

Punkt startowy: Poręba

Poziom trudności

Łatwa

Długość trwania

ponad 6h

Wózek dziecięcy

Nie

Pies

Tak

Rower

Nie

Data wpisu

22/03/2021

Opis

Na Lubomira (904 m n.p.m.), najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego (zwanego także Myślenickim), zaliczanego do Korony Gór Polskich, wybraliśmy się z grupą znajomych początkiem marca 2021 roku, w słoneczną niedzielę. Samochody zaparkowaliśmy we wsi Poręba, nieopodal kościoła, skąd rozpoczyna się szlak zielony. Szlak wiedzie przez dosyć długi czas drogą asfaltową, można więc pozostawić pojazd bliżej szlaku „właściwego”, ale – jeśli ktoś planuje pętlę – to na końcu musiałby po samochód iść pod górę. Natomiast jeśli ktoś chce wejść lub wbiec „tam i z powrotem”, to pewnie to zostawienie samochodu wyżej jest lepszym pomysłem.

1) Trasa jest łatwa, czas przejścia to ok 6 godzin.
2) Start: Poręba, obok kościoła, niemal cały czas idziemy szlakiem zielonym, ale końcówkę można skrócić.
3) Trasa super dla rowerzystów (zwłaszcza do Schroniska na Kudłaczach), rodzin z dziećmi (jest plac zabaw przy Schronisku), można pójść z psem – wielu z tego korzysta. Nie próbowałbym pójść z wózkiem dziecięcym,
zejście jest zbyt strome.
4) Jest kilka wątków historycznych (związanych z działalnością oddziałów Armii Krajowej na tym terenie) i ważny wątek naukowy (Obserwatorium Astrologiczne na Lubomirze).
5) Trasa nie jest widokowa, widziałem jedno – dwa miejsca, skąd można zaobserwować pobliskie góry, ale na piękne widoki raczej nie ma co liczyć.

Wracając do szlaku, to można wyróżnić trzy punkty na tej trasie; Schronisko na Kudłaczach (727 m n.p.m.), Łysina (891 m n.p.m.), i Lubomir (904 m n.p.m.). Trasa do Schroniska na Kudłaczach jest zalesiona, niezbyt stroma i po prostu przyjemna. Spotkaliśmy tam wielu biegaczy i turystów, także z psami. W Schronisku na Kudłaczach jest plac zabaw dla dzieci i swoiste mini – zoo. W mini zoo są kury i gęsi, innych zwierzątek nie widziałem, ale piszę o tym, bo to jednak rzadkość. Ogólnie jednak do Kudłaczy można pójść z dzieckiem w wieku wczesno-szkolnym, a na górze – oprócz oczywistej atrakcji jaką jest schronisko – są także inne (zjeżdżalnie, miejsca do zabawy, zwierzątka, chatka itd.). Nie sądzę, aby można było tam wejść z wózkiem. Co do roweru – to chyba mekka rowerzystów trekkingowych, bo w zimie widziałem tak wiele rowerów i wielu rowerzystów. Sporo rowerów miało silniki elektryczne, ale w mojej ocenie do schroniska można bez problemu podjechać także zwykłym rowerem, tzw. górskim. W schronisku – w okresie pandemii – jedzenie i picie było sprzedawane wyłącznie na wynos, ale miejsca do siedzenia (ławy, stoły itd.) jest sporo. Ze schroniska rozciąga się ładny widok na Beskidy i jest to jedno z nielicznych widokowych miejsc na tej trasie. Istotny szczegół dotyczący pieczątki do KGP/PTTK – można ją pobić w Schronisku na Kudłaczach, ale jest ona także dostępna przy Lubomirze. Dalej szlak nie sprawia problemów, nie przypominam sobie żadnego miejsca, które nastręczało by nam trudności w podejściu, niemniej kolega i koleżanka używali na niektórych odcinkach raczków. Dosyć szybko znaleźliśmy się na Łysinie, mijając po drodze skręt do mogił żołnierzy AK. Tu zaczyna się coraz więcej akcentów historycznych i naukowych. Celowo piszę o tym w jednym zdaniu, ponieważ nieco się one przeplatają. Po mniej więcej godzinie marszu dotarliśmy do Lubomira, na którym znajduje się czynne Obserwatorium. Zostało ono wybudowane w roku 1922 a pomysłodawcą był profesor Tadeusz Banachiewicz. Działkę pod budowę a także mały domek podarował w tym czasie książę Kazimierz Lubomirski, za co szczyt został nazwany od jego nazwiska – czyli Lubomir. Dokonywano tam obserwacji zaćmieniowych i m.in. zaobserwowano dwie komety – stąd obecność komet w herbie gminy Wiśniowa. W 1944 roku Obserwatorium zostało spalone przez Niemców. Był to odwet za to, że Niemcy podejrzewali, iż w budynku Obserwatorium znajdują schronienie Partyzanci z AK. Obserwatorium zostało odbudowane dopiero w 2007 roku. Myślę, że jeśli ktoś pójdzie na Lubomira z dziećmi, to może im zafundować z jednej strony fajną zabawę przy schronisku na Kudłaczach, jak i swoistą lekcję historii oraz astrologii. Schodząc z Lubomira, na Przełęczy Suchej możemy także oddać hołd Żołnierzom AK poległym w największej na tym obszarze bitwie pomiędzy Niemcami a partyzantami. W odwecie Niemcy dodatkowo spacyfikowali wsie Lipnicę i Wiśniową. To także ciekawy kawałek historii, otóż Armia Krajowa w ramach operacji „Burza” prowadziła w 1944 roku regularne bitwy i potyczki z Niemcami, utworzona została nawet Rzeczpospolita Rachiechowicka. Partyzanci działali w ramach około 10
oddziałów w sile niemal 400 członków.


Po drodze minęliśmy także taras widokowy i kilka miejsc odpoczynku (ławy, stoły). Przy największym takim miejscu, tuż za dosyć stromym zejściem można nawet palić ognisko, my właśnie w tym miejscu zrezygnowaliśmy z dalszego podążania zielonym szlakiem, ponieważ ktoś doradził nam, że do Poręby nie trzeba iść jeszcze dwóch godzin, przez Kamiennik, tylko można zejść żwirową drogą wzdłuż potoku. Skróciło to naszą wycieczkę o około godzinę i dotarliśmy do celu.

Bardzo polecam Lubomira. Jest ciekawy, przyjemny i niezbyt wymagający. Jest dla niemal każdego. Można wbiec, wejść z dzieckiem, z psem, wjechać na rowerze. Niestety – zwłaszcza zimą – nie da się praktycznie wjechać z wózkiem dziecięcym. Nie wiem, jak jest pod tym względem w lecie, ale na pewno zejście byłoby trudne – zwłaszcza ostatni odcinek jest stromy.