Z Peca pod Śnieżką do Samotni – klasyczna karkonoska wędrówka
- Piękna i bardzo widokowa trasa,
- Jedyną trudnością jest podejście pod Śnieżkę zakosami,
- Nocowanie w Samotni trzeba zarezerwować z dużym wyprzedzeniem, ale warto,
- Na szlaku jest kilka schronisk, ale nie wszystkie są otwarte.
Kurort Pec pod Śnieżką
Pec pod Sněžkou to niewielkie czeskie miasteczko, które swoją nazwę zawdzięcza najwyższej górze Karkonoszy. Leży w dolinie Úpy i Zielonego Potoku, w samym sercu Krkonoskiego Narodniego Parku. Choć dziś Pec kojarzy się głównie z turystyką i narciarstwem (14 km tras zjazdowych i największy ośrodek narciarski w Czechach), jego początki sięgają pasterskich i górniczych tradycji.
Warto zatrzymać się w Pecu na chwilę – oprócz dolnej stacji kolejki na Śnieżkę znajdziemy tu klimatyczne zabytki: kapliczki, układy dawnych osad i chałup w Modrym Dole. Pec to także świetne zaplecze turystyczne – restauracje, pensjonaty i atrakcje w stylu czeskiego „fun”: tor bobslejowy, wieczorne nartostrady czy naleśnikarnia CrêPec. Ale nas interesuje przede wszystkim fakt, że Pec jest doskonałym punktem startowym na Śnieżkę i dalej w stronę Samotni.
Początkowo droga zielonym szlakiem prowadzi przez las wzdłuż Zielenego Potoka Po około godzinie docieramy do Richtrovy Boudy gdzie robimy odpoczynek z domowymi jeszcze kanapeczkami. Obiekt Richtorvy Boudy obecnie jest własnością czeskiej policji i nic nie wskazuje aby miało się to zmienić. Nie można zatem liczyć na bufet. Za Buodą wybieramy czerwony szlak, który jest typowym czeskim szlakiem – asfaltową drogą dojazdową. Czesi mają wiele takich rozwiązań. Ze względu na osoby z niepełnosprawnościami ruchowymi, a także o słabszej kondycji czy dziećmi to dobre rozwiązanie.
Ale asfalt w górach budzi zawsze moją niechęć…
Schroniska karkonoskie – klimat dawnych „bud”
Szlak z Pecu na Śnieżkę prowadzi przez gęstą sieć karkonoskich schronisk. To właśnie tutaj najlepiej widać fenomen dawnych „bud” – pasterskich chat, które stopniowo zmieniały się w miejsca noclegowe dla wędrowców. Niektóre z nich, jak Jelenka czy Výrovka, działają do dziś, inne – jak słynna Luční bouda – przechodzą burzliwe losy i przemiany. W schronisku Vyrovka zjedliśmy przepyszne knedle z jagodami. Porcje były ogromne. Vyrovka to przyjemne miejsce, chociaż architektura budzi mieszane uczucia. Obiekt z dosyć typową dla karkonoskich schronisk historią – najpierw schron turystyczny, później drewniana bouda, pożar i nowy budynek.
Kolejnym schroniskiem na naszym szlaku jest Luční bouda. To miejsce jest prawdziwą legendą – najstarsze schronisko w Karkonoszach, działające już w XVI wieku. Bywała pasterską bazą, miejscem badań botaników i meteorologów, a dziś łączy funkcję hotelu z najwyżej położonym w Czechach browarem. Lucni Bouda nie działa obecnie tak jak dawniej. Warto pamiętać, że nie wszystkie schroniska na trasie są czynne – przed wyjściem dobrze sprawdzić aktualne informacje. Ale sam klimat tych miejsc – od pasterskich korzeni po dzisiejsze hotele – to kawał historii turystyki w Sudetach.
Kiedy na Śnieżce nie ma tłumów
Wejście z Peca na Śnieżkę nie jest trudne technicznie, ale wymaga trochę kondycji – szczególnie na ostatnim podejściu zakosami. W sezonie letnim szczyt Śnieżki bywa zatłoczony – w sierpniu na Śnieżce potrafi przebywać jednocześnie kilka tysięcy osób. Jeśli marzy nam się spokojniejsze doświadczenie, najlepiej wybrać się poza weekendem i poza godzinami południowymi. Oczywiście wystarczy, że pogoda jest gorsza, pada lub wieje i od razu turystów na szczycie jest mniej. My trafiliśmy na zamknięcie okna pogodowego. Bo chociaż przez większość trasy świeciło nam słońce, to nad Śnieżką zawisły szare i ciężkie chmury.
Widoczność z wierzchołka Śnieżki sięga ponad 200 km. Przy dobrej pogodzie zobaczymy Sudety po horyzont, a nawet Jesioniki, Beskidy, a w wyjątkowych warunkach… Alpy. Sam klimat Śnieżki jest jednak surowy – średnia roczna temperatura oscyluje wokół 0°C, a wiatr potrafi osiągać huraganowe prędkości. To góra, która uczy pokory i nie wybacza lekceważenia prognoz. Dla nas także nie była Śnieżka łaskawa- ale coś za coś – przynajmniej nie było tłoczno.
Weszliśmy na Śnieżkę tradycyjnie. Od Lucni Boudy przeszliśmy kładkami przez torfowiska, Równię pod Śnieżką i obok Domu Śląskiego na zakosy. Nie trzeba było czekać w kolejce, na szczycie także było kameralnie. Ot, kilka osób we mgle i deszczu.
Samotnia – perła Karkonoszy
Z kopuły szczytowej Śnieżki schodzimy w stronę Domu Śląskiego, a dalej niebiesko-czerwonym szlakiem do rozejścia szlaków Spalona Strażnica. Rzeczywiście jeszcze w latach 50. XX w. stał tu obiekt Wojsk Ochrony Pogranicza, którzy mieli za zadanie pilnować granic państwa w Karkonoszach. Strażnica spłonęła, WOPiści przenieśli się na lata do Domu Śląskiego. A później, dużo później nastało Schengen. Do Małego Stawu przy którym stoi Schronisko Samotnia trzeba zejść w dół. Początkowo kamienista droga prowadzi wśród kosówki, potem otwiera się widok na polodowcowe kotły. Zejście ze Śnieżki w stronę Małego Stawu to przepiękne doświadczenie. Wąska ścieżka prowadzi nas przez Przełęcz pod Śnieżką, wąską i kamienistą ścieżką do Odrodzenia i dalej w dół. Aż nagle ukazuje się Samotnia – jedno z najstarszych i najpiękniej położonych schronisk w Polsce.
Historia Samotni sięga XVII w., kiedy nad Małym Stawem stała buda pasterska pilnująca hodowli pstrągów Schaffgotschów. Z czasem buda zmieniła się w schronisko, a od lat 60. XX wieku miejsce to było prowadzone przez Waldemara Siemaszkę – legendę karkonoskiego przewodnictwa i ratownictwa. Dzięki niemu i jego rodzinie Samotnia zyskała duszę – stała się schroniskiem, w którym czuć historię i prawdziwy górski klimat. Dziś nocleg w Samotni wymaga rezerwacji z dużym wyprzedzeniem, ale naprawdę warto. Widok na Mały Staw, cisza kotła polodowcowego i bliskość gór sprawiają, że to jedno z najpiękniejszych miejsc noclegowych w całych Sudetach. Kto choć raz tu przenocuje, zawsze wraca.
Samotnia przeszła burzliwe zmiany, które bardzo szeroko były komentowane. Jednak nie sądzę, że wyszły one na złe dla obiektu. Samotnia jest czysta, zadbana. Jedzenie w schronisku jest w porządku, ceny jak wszędzie. Klimat tworzą ludzie, więc nie można narzekać.