Wyprawa na La Om – najwyższy szczyt w masywie Piatra Craiului
- Trasa ekstremalnie trudna, zwłaszcza jeśli panują złe warunki pogodowe,
- Start: Zarnesti, okolice adresu: Strada Tamas 8, jest tu duży parking,
- Pierwsze 80% trasy jest łatwe, ale nieco wysilić się trzeba,
- Ostatnie 20% trasy to pionowe skałki, liny i wąskie przejścia. Uwaga: TO JEST W ZASADZIE SZLAK JEDNOKIERUNKOWY. Choć to moja własna ocena. Oznacza to, że schodząc możecie pójść w stronę wioski Magura, albo do schroniska Curmatura,
- Trzy schrony po drodze, pierwszy w dolnej części, drugi nieopodal szczytu, trzeci na zejściu,
- Całość trasy zajęła około 12 godzin, na 13 km trasy trzeba pokonać ponad 1450 metrów podejścia.
W 2023 roku szedłem na La Om z Cabana Curmatura i nie doszedłem. Zabrakło mi czasu, nie chciałem ryzykować zdrowia pozostałych uczestników wycieczki. W okolicach szczytu Ascutit spotkałem parę z Węgier i oni powiedzieli mi, że na La Om szli z Zarnesti i że to trudna trasa. Mówili także, że trudno tam zejść. To wystarczyło. O La Om myślałem przez cały rok i wreszcie znowu znalazłem się w Piatra Craiului. Było to dzień po moich urodzinach, przyszedł więc czas na prezent.
Start wycieczki na La Om z Zarnesti
Czerwony szlak, towarzyszący bez mała całemu podejściu znalazłem niemal od razu. Przy domkach kempingowych znajduje się duży parking, niemal pusty w ten pochmurny dzień. Początek szlaku jest przyjemny, nie zwiastuje żadnych trudności. W zasadzie pierwsze 5 kilometrów jest dosyć łatwe, wyprawie towarzyszy szmer potoku Barsa Tamasului. Po mniej więcej godzinie drogi napotkałem na schron, a przy nim kilka ciekawych informacji i ostrzeżenie, że na dalszej trasie muszę liczyć się z trudnościami takimi jak spadające kamienie i lawiny. Z ciekawostek – schron ma długą i ciekawą historię, kilkanaście lat temu spłonął, ale został odbudowany. W schronie można się ogrzać, jest standardowe wyposażenie (m.in. apteczka czy piecyk, w którym można napalić drzewem).
Na początku szlaku znajduje się informacja, że wycieczka zajmie 5-6 godzin, a więc można być nieco zaskoczonym, że pierwsza znacznie dłuższa odcinkowo część wycieczki „pod górę” to zaledwie około półtorej godziny.
Skały i liny w drodze na La Om
Pierwsza ściana to test. Wyłania się nagle i stawia pytanie, czy na nią wejdziesz. Jeśli wejdziesz (a ja tak zrobiłem), to wiesz, że to „one way ticket”, musisz pójść dalej. Nie ma tu już praktycznie szans zejścia, lepiej nie próbować. I tu zabawa się zaczyna i – w moim wypadku – trwała 4 godziny. Na trasie jest około 10 trudnych ścianek. Czasami są linki, które w deszczu bardziej przeszkadzają niż pomagają (bo są śliskie), czasami ich nie ma. Pomiędzy ściankami – strome i kamieniste podejścia. Zawsze szukajcie szlaku, nigdy nie idźcie na skróty. Skróty niemal zawsze wyprowadzają na manowce, czasami ciężko z takiego „skrótu” wrócić. Wchodząc miałem wrażenie, że dużo bardziej męczy się głowa, niż mięśnie. Trzeba kombinować, bo tu jeden fałszywy ruch powoduje problemy. Najważniejsza zasada, to mieć zawsze 3 punktu podparcia. Czyli od skały odrywajcie tylko jedną kończynę, reszta niech się czegoś trzyma. Ale jak zabrniecie gdzieś w ślepy zaułek, często musicie ryzykować.
La Om – szczyt
Po wyjściu na górę nie wita was La Om, ale schron przy La Om. Ja skorzystałem. Byłem zziębnięty i przemoczony. Posiliłem się i ogrzałem, doceniłem jeszcze raz ten pomysł ze schronami. Z ciekawostek – w tym schronie były nawet świece, pewnie ułatwiające orientację i dotarcie do rannych lub zbłąkanych turystów w przypadku akcji ratowniczych.
Na La Om znajduje się znak, kamienna tabliczka, rumuńska flaga. Pewnie także ładne widoki, ale La Om, czyli Człowiek, żadnego nie ujawnił przede mną. Było mgliście i mokro, nawet odrobiny słońca. Nie muszę mówić, że przez cały dzień nie spotkałem nikogo.
Zejście z La Om w okolice wsi Magura
Oczywiście zejście tą samą trasą jest niemożliwe, możecie więc pójść w stronę szczytu Ascutit, a potem do Cabana Curmatura, ale może Wam nie wystarczyć dnia, bo to jeszcze z 5-6 godzin wędrówki. Inną opcją jest zejście w okolice wsi Magura przez Refugiul Grind (czyli schron, już trzeci na tej trasie), znajdujący się na wysokości 1620 m n.p.m.. Zejście zaczyna się zaraz obok szczytu, jest trudne i kamieniste, po deszczu dodatkowo strasznie śliskie. Ale da się zejść, nie ma już łańcuchów. Ja ze zmęczenia wywróciłem się tam chyba z 10 razy, na szczęście bez konsekwencji. Na zejściu musicie co nieco pokombinować, żeby się nie zgubić. Zasadniczo trzymajcie się czerwonych oznaczeń, a na samym końcu niebieskich.
Podsumowując, to, oprócz Orlej Perci była dla mnie najtrudniejsza wycieczka, na której byłem. Na końcu – super uczucie, umorusany, ale szczęśliwy przeszedłem to.
Pamiętajcie: dużo wody, jedzenie, dobre ubranie na przebranie (tzw. suchy worek), rękawiczki na łańcuchy, papierowa mapa, naładowany telefon, powerbank, czołówka, dodatkowe baterie – to wszystko musicie mieć. Kask nie zaszkodzi, ja nie miałem.
La Om, czyli Człowiek, nie jest przyjazny i może nie wybaczyć błędów.
Będąc odpowiedzialnym, nikomu nie polecam tej trasy, zwłaszcza w deszcz czy śnieg. Ale ja musiałem.